*2 tygodnie później – oczami Miley*
-A gdzie jest Christian? – napisała do mnie Caitlin, na AQQ.
-On? Leży gdzieś tam pewnie na jednej z chmur najebany w cztery dupy, z jointem w ręce i jak zwykle śmieje się sam do siebie, twierdząc, że widzi ufo. – napisałam i wyłączyłam swojego laptopa. Położyłam się na łóżku. Nigdy nie potrafiłam i szczerze nie chciałam zrozumieć tego, jak człowiek potrafi się uzależnić. Uzależnić od papierosów, alkoholu, narkotyków i innego szajsu, na przykład miłości. A miłość to najgorsza używka z tych wszystkich. Najsilniej uzależnia. Ale ja też się już uzależniłam. Od mojego narkotyku. Boję się, że ta używka może mnie zniszczyć. Brać narkotyki dla szczęścia, to jak pić alkohol dla trzeźwości, nieprawdaż? Ta ironia… kiedy kogoś nienawidzisz za to, że go kochasz. Nienawidzę Chrisa i naszego dziecka, bo… bo ich tak cholernie kocham. Nie przeżyłabym tego, gdybym któreś z nich straciła. Ale jeszcze bardziej boję się o Christiana, niż o siebie. A dlaczego? Najbardziej boli to, gdy osoba, którą kochasz najmocniej na świecie, popełnia powolne samobójstwo. Niszczy sobie zdrowie i życie jednocześnie krzycząc o pomoc i odtrącając ją. A Ty, na wiele różnych sposobów byś próbował jej pomóc. A ta osoba i tak widzi już tylko narkotyki i jointy. A Ty… masz wrażenie, że umiera na Twoich oczach. Ma już zaćpane oczy, nieobecny, wymuszony uśmiech i powoli zamienia się we wrak człowieka. A Ty tylko patrzysz i zastanawiasz się, dlaczego ta osoba jest tak bezsilna. Nie potrafi sobie sama pomóc i nie chce prosić o pomoc innych. To straszne i niewyobrażalnie głupie. To może dziwne, ale to, że Christian sam siebie powoli zabija, nie wiedząc o tym, niszczy mi psychikę.
*Następny dzień…*
-Jak sobie chcesz. Proszę. Zostawiam Cię w spokoju. Żyj w tym swoim sztucznym świecie, ze sztucznymi ludźmi, udawanym brakiem emocji. Udawaj, że się śmiejesz z nimi, a potem w domu budź się z krzykiem „Ja nie chcę już tego brać!”. Już tak robisz. A potem przychodzisz do Twoich kumpli-dilerów i znów to robisz. Chciałam Ci pomóc, chciałam, żebyś żył. Ale spóźniłam się o tych kilka lat. Nie wybaczę sobie, że nie byłam przy Tobie, gdy Twoja mama umarła, gdy tata zaczął pić. Kiedy byłeś sam, bo siostra się wyprowadziła do przyjaciółki. Kiedy potrzebowałeś tego ciepła i miłości. Ale narkotyki chyba są dla Ciebie ważniejsze, niż ja.
-Nie rozumiesz, Miley… - westchnął, schylając głowię.
-To mi wytłumacz. – poprosiłam.
-Pijemy alkohol, sięgamy po narkotyki i palimy, tylko by uwolnić nasze najskrytsze marzenia, by wypuścić na świat niewypowiedziane słowa i myśli z zakątka naszej świadomości… bo bywa, że na trzeźwo nie przejdzie nam to przez gardło. Nie mamy na to siły i odwagi. – powiedział, wpatrując się we mnie.
-Naprawdę, papieros jako rekwizyt też wywołuje raka płuc, seks jako figura nie jest ani trochę ekstatyczna, narkotyki nie dają klimatu „Nie ma już nadziei, więc bawmy się dobrze”, a alkohol nie jest środkiem na rozpacz, tylko wzmaga Twoje myślowe torsje. Więc ile razy jeszcze będziesz musiał usłyszeć te słowa, aby je zrozumieć? Aby wreszcie wyjść z nałogu? Na prostą? – spytałam.
-Tylko ten jedyny raz. Chyba jednak potrafię powiedzieć ważne słowa na trzeźwo. Już to robiłem. Tylko sobie teraz wmawiam, że jestem zupełnie bezsilny. Miley… ja nie chcę tak. Chcę się uwolnić. Pomóż mi… proszę. – powiedział.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy i jeszcze więcej. – powiedziałam i wtuliłam się delikatnie w jego ciało.
*3 miesiące później*
Dziecko na razie ma się dobrze. Christian stara się. Stara się wyjść z nałogu. Dużo się mną opiekuje. Mój tata i Christiana już wiedzą o ciąży. Nie pochwalają tego, ale pomogą nam. Miesiąc temu wyszedł z odwyku. Od tamtej pory nie bierze już nic. Ale to wiadome, że nie da się z tego TAK NAGLE wyjść. Niektórzy w ogóle nie wychodzą z nałogu, a niektórym zajmuje to parę lat.
*4 miesiące później*
Na razie wszystko leci jak składka. Już prawie wszystko jest zakupione. Na razie wszystko będzie w jednym z pokoi w moim ogromnym domu. Boję się porodu, ale jakoś trzeba będzie przeżyć.
*2 miesiące później – dzień porodu*
Miesiąc temu dowiedziałam się czegoś strasznego, ale na razie chcę to zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Ale wracając do teraźniejszości. Mam dzisiaj takie skurcze, że ja pierdole. Wyglądam jak ciężarówka, do szkoły nie chodzę już od 8 miesięcy. Oczywiście cała Atlanta wie, że jestem w ciąży, zajebiście. No… ale przynajmniej jestem pełnoletnia. Nagle złapał mnie straszny skurcz.
-Tato, Christian! To chyba już! – wydarłam się do nich z salonu. Siedzieli w kuchni i gadali.
-O matko! – tata złapał się za głowę.
-Idę po Twoje walizki! – krzyknął Chris i ruszył na górę.
-Już jedziemy do szpitala! – krzyknął tata i zaczął pomagać mi przejść do auta. Jechaliśmy dość szybko i równie szybko dojechaliśmy na miejsce. Zaraz potem dojechał ojciec Christiana. Od razu pojechałam na porodówkę. Chris stchórzył i nie wszedł do sali. Zamiast niego był przy mnie mój tata. Dostawałam coraz silniejszy skurczy, a lekarza wciąż nie było. Koło mnie latały pielęgniarki i inni. Kilka godzin potem było już po wszystkim. Urodziłam zdrową córeczkę o imieniu Demetria. Moja malutka Demi.
_________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo czekaliście. :<
Ale... podoba się? ;p Przyspieszyłam tą głupią ciążę, bo będzie więcej się działo, jak już dziecko się urodzi. ;)
Pytania? :
http://ask.fm/Caliope14
Do następnego - nie wiem kiedy. <3
4 komentarze:
Zajebistyy .! a nawet lepszy . to do next .;** <3
Rozkaa123
świetny! <3
ej ale czego strasznego ona się dowiedziała? No kurwaa! jestem ciekawa . ^ _ ^ czekam na nexta . <3
Anonimowa. Po pierwsze: Podpisz się, proszę. ;)
Po drugie: Tego dowiecie się w drugim rozdziale. :D Chciałam Was zatrzymać w niepewności. <3
Nat.
Ej świetny! A może teraz Justin będzie zazdrosny? No wiesz napisz też coś o nim coś . ^_^
Zuza.
Prześlij komentarz