*Kilka godzin później, w centralnym parku Ontario*
-Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Będę z Tobą, Justin się obudzi i… no właśnie… i co? Zostawię Cię dla niego? – spytałam, nie rozumiejąc co on zamierza.
-Sam nie wiem… - westchnął.
-Nie chcę Was rozdzielać, bo wiem, że ty go kochasz i wiem, że on kocha Ciebie. – powiedział ze sztucznym uśmiechem na ustach.
-No właśnie… Sam widzisz… Nie ma dla Nas przyszłości… - westchnęłam. Ale ja go tak cholernie kocham. Można kochać dwie osoby na raz?
-Mimo wszystko chciałbym spróbować. Chciałbym spróbować być z Tobą, nawet z myślą, że gdy Justin się przebudzi, Ty mnie zostawisz dla Niego. Chciałbym tego. Chociaż przez chwilę chciałbym poczuć, że jesteś tylko moja, a ja Twój. Chciałbym się codziennie rano budzić z myślą, że Twoje serce bije akurat dla mnie, a moje, dla Ciebie. Tak bardzo tego pragnę. Nawet nie wiesz, jak bardzo… - spuścił głowę. Złapałam go delikatnie za podbródek i uniosłam jego głowę ku górze. Uciekłam wzrokiem na wszystkie strony.
-Cholera, no! Spójrz na mnie! – krzyknęłam po dłuższej chwili zażenowana, przewracając oczami.
-Szczerze? – spytałam. On tylko przytaknął.
-Szczerze? Mam gdzieś kto, co sobie pomyśli na mój temat, że chodzę z młodszym. Nie boję się konsekwencji, bo jak mogę się bać tego, że Cię kocham? – powiedziałam ze łzami w oczach.
-Nie możesz się tego bać. Nie można bać się miłości. Życie jest zbyt krótkie… Nie ma w nim miejsca i czasu na lęk.
-Masz rację. Ale… - zatkał mi usta swoimi. Nie całował ich, ani nic. Tylko po prostu nasze usta były blisko siebie. Przylegały do siebie, ale nic z tym nie robiliśmy.
-Jakie „ale”? – spytał, jak się ode mnie oderwał.
-Już nic. – powiedziałam, jakby zahipnotyzowana w jego źrenicach i wpiłam się w jego rozgrzane usta. Mimo, że na dworze było chyba z -10 stopni, to tylko jego usta były ciepłe. Położyłam obie ręce na jego zimnych policzkach, a on mnie objął w pasie i przysunął jeszcze bliżej siebie. Tkwiliśmy tak w namiętnym pocałunku, nawzajem się ogrzewając, a nasze języki tańczyły w rytm kolęd, które grały po cichu w tle, z niektórych sklepów.
*Rok później…*
Ostatnia klasa. Bal maturalny. Matura. Osiemnastka. Masakra. Osiemnastka już za parę miesięcy. Nie ogarniam. Zupełnie. Jak taka osoba, jak on mogła się zmienić tak nie do poznania? Jak? I nie… tu nie jest mowa o Justinie. No właśnie… co z nim? Nic! Kompletnie nic! Albo to jest jakiś pojebany sen, albo on nadal jest w śpiączce. Przewieźli go do szpitala w Ontario. Cały czas jest podłączony do takiej maszyny, która podtrzymuje go przy życiu. Jakby ją od niego odłączyć, to tylko setne sekundy dzielą go od całkowitego odejścia z tego świata. Jakby chociaż na chwilę prąd przestał działać, to tak samo. Ty tylko kwestia czasu, aż pewnego dnia coś pstryknie, pójdzie nie tak i już go nie będzie. Na zawsze. Teraz wszystko w ręce losu padło. A los zdradliwy jest. Czy on naprawdę mi go odbierze na zawsze?
Ale wracając, do chłopaka, który zmienił się nie do poznania. Dlaczego się zmienił? Bo nie było przy nim jego najlepszego przyjaciela, Justina. To Justin zawsze ratował go z jakiejkolwiek opresji i mu zawsze pomagał. Był dla niego jak starszy, niezwykle opiekuńczy brat. Ale go zabrakło i on się zmienił. Pali, pije, ćpa i huj wie co jeszcze. O kim mowa? O Christianie. Tak. Pewnie nie wierzycie, że tak porządny chłopak, jak on mógł się tak zmienić w rok. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej dobijało go brak przyjaciela i powoli się staczał. Staczał się ku całkowitemu wyniszczenia samego siebie. Swojego organizmu. Zjechał sobie narkotykami psychikę. To już nie jest ten stary Chris, który miał miliony fanek na całym świecie. Już się nie uśmiecha, nie rozśmiesza nikogo i snuję się jak ten pojebany cień. Jak zombie. Naprawdę. Zrobiło się z niego takie bezduszne zombie. Z dnia na dzień jest z nim coraz gorzej. Nikt mu nie potrafi przemówić do rozsądku. Jego rodzicie, siostra, przyjaciele… a nawet ja. Ja… ta, do której dzień w dzień wmawiał, że jest dla niego najważniejsza i tylko dla niej żyje. I co? Nie dotrzymał obietnicy. Teraz mówi, że przy życiu trzyma go tylko to, że Justin jeszcze może się kiedyś obudzić. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Czy są jakiegokolwiek szanse, że on się wybudzi? Nie wiem. Szczerze i z bólem serca w to wątpię. Dlatego coraz bardziej próbuję się przyzwyczaić do życia bez niego. Nie przychodzę do niego codziennie. Co 2-3 dni jestem u niego. Odwiedzam go. Siedzę tam z godzinkę i wracam. I tak trwa całe moje życie. Czasem po prostu zamykam się w pokoju i myślę, jaki ma sens moje życie. Nie mam dla kogo żyć. Dla Christiana? Phi. Nawet się nie opłaca, bo on tego nie szanuje. Przecież jest zombie. Dla Justina? Po co, skoro i tak pewnie nigdy się nie obudzi. Dla przyjaciół? Caitlin, Seleny? Sama nie wiem. Dla rodziców? Oni mnie nie rozumieją. Są wiecznie zajęci swoją jakże wciągającą i niezwykle „interesującą” pracą. Nie zwracają na mnie uwagi. Pewnie nawet nie wiedzą co u mnie. Coś czuję, że zawale ten semestr. Kiepsko mi idzie. Obleję to i tyle. Ale to już nawet nie ma znaczenia. Nie interesuję mnie to. Nic mnie nie obchodzi. Wszyscy mają na mnie wyjebane, to proszę bardzo. Ja też taka będę. Mam na wszystko wyjebane. Przynajmniej tak mi się zdaje. Jeszcze póki co trzymam się kupy. Ale… to tak jak mówiłam. To tylko kwestia pierdolonego czasu.
_____________________________________________________
Taki tam nudny rozdział. Pisany przed chwilą. Nie mam weny w ogóle. Zaniedbuje opowiadanie, wiem. Przepraszam, ale wszystko się pieprzy. Jakby ktoś chciał pogadać, to zapraszam na gg: 10375112. Chętnie popiszę. ;)
Jak rozdział?
W dalszym ciągu psuje mi się dodawanie postów i nie mogę pogrubiać tekstu i wgl nic. Żaal. Wie może ktoś dlaczego tak jest?
Pytania? :
http://ask.fm/Caliope14
Do next. ;*
3 komentarze:
Fajnyy ;D Czekam na dalszy ciąg ;D
Rozkaa123
hej :D ciągle czytałam i czytam Twoje blogi ;p są boskie! ^^ Tylko... przecież mama Miley zmarła, a Ty tu napisałaś, że RODZICE w ogóle się nie interesują. ? WIki220. ;*♥
aa, i na GG na pewno napiszę :p
Prześlij komentarz