free counters

niedziela, 15 stycznia 2012

13 – ‘Chcesz się na mnie wyżyć? ‘

*Następny dzień…*
Od razu mówię, że w porę się opamiętaliśmy i do niczego nie doszło! Na szczęście.

*3 dni później*
-Kochasz mnie… - powiedział pewny siebie, jak nigdy, Christian.
-Nie prawda. – od razu zaprzeczyłam.
-Możesz kłamać, ale ja i tak swoje wiem! – zaśmiał się kpiąco.
-Tak? Niby skąd to możesz wiedzieć? – również zaśmiałam się kpiąco. Co on sobie myśli? Że będzie dyktował mi wszystko po kolei? Co mam robić, czuć? Phi!
-Twoje oczy mówią same za siebie. Gdy spoglądasz na mnie stojąc po drugiej stronie ulicy, kiedy makijaż spływa po Twoich różowych policzkach, bo tak się spieszyłaś, aby mnie zobaczyć, że aż zapomniałaś wziąć parasola… - zamurowało mnie. To co on mówił było zupełną prawdą.
-To naprawdę dziwne… nie jesteśmy razem, a znam Twoje usta na pamięć… - westchnęłam po dość długim milczeniu.
-Stracę honor, przez miłość do Ciebie. – uśmiechnął się i mnie lekko pocałował w usta. Odwzajemniłam delikatny pocałunek. Był tak delikatny i taki słodki. Od razu poczułam już smak jego ust, po przecież znam je na pamięć. Dokładnie wiem, jak smakują. Czasami… leżąc wieczorem i myśląc o nim czuję jego usta na swoich. Wciąż czuję ich smak i to, jak idealnie potrafi całować tylko on. Ale czy go kocham? Trudne pytanie… a tym bardziej odpowiedź na nie. Czasem wystarczy taki jeden, mały gest, który dla innych jest niczym, mi daje błysk nadziei i szczęście. Daje namiastkę prawdziwej miłości…
-Cieszę się Tobą, tak jak ty jointami, uwierz… - uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Wierzę… - mruknął i pocałował mnie ponownie, ale już trochę mocniej. Mimo to nadal delikatnie i słodko. W tej pięknej chwili w mojej kieszeni zaczął wibrować telefon i poleciały pierwsze nuty piosenki LMFAO – Sexy and I know it! Dzwonili ze szpitala. Serce momentalnie mi stanęło.
-Tak, słucham? – powiedziałam drżącym głosem.
-Mam dla pani dobrą wiadomość. Justin się obudził! – krzyknęła roześmiana pielęgniarka.
-Naprawdę?! – krzyknęłam uradowana do telefonu.
-Tak! – odkrzyknęła.
-Już tam jadę, dzięki. – powiedziałam i się rozłączyłam.
-Justin się obudził! – krzyknęłam do Christiana i go przytuliłam.
-Fajnie. – westchnął.
-Ey, co jest? – spytałam, trzymając go za ramię.
-Teraz będziesz z nim… nie no… spoko. Idź. Przecież go kochasz, a on kocha Ciebie. – powiedział smutny. Dobrze wiedziałam, że próbował udawać twardego, a tak naprawdę to go rozpierdalało od środka. To był dla niego cios powyżej pasa. Rozdarło go. Miał dość. Kochał mnie, kocha i zapewne będzie kochać. A ja? Zostawię go ze złamanym sercem i polecę do Justina? Sama nie wiem. Byłam z nim tylko dlatego, że miałam całkowitą pewność, że Justin już się nie obudzi. Po woli zaczęłam się przyzwyczajać do życia bez niego i do życia z Chrisem. Z tego co widziałam, to Christian widział to tak samo, jak ja. Zajekurwabiście!
-Ey… Christian… Jeszcze chwilę temu wmawiałeś mi, że jednak Cię kocham, a teraz w to wątpisz? – spytałam ze łzami w oczach.
-Tak. Wątpię w to. A tak właściwie to nie… jestem całkowicie pewny, że mnie jednak nie kochasz! Teraz to już nic nie znaczy. Zniszczyłaś wszystko w jedną chwilę. Tylko ty to potrafisz! Wszystkie moje uczucia do Ciebie, plany na przyszłość, wspólne chwilę planowane od miesięcy… Wszystko to wyparowało! Wszystko spieprzyłaś jedną mała myślą… „Kocham Justina!”. – powiedział ze łzami w oczach i odszedł. Co?
-Chwila! – krzyknęłam za nim stanowczo. Nie zamierzam płakać. Nie przez niego.
-To co mówiłam… wszystkie słowa, które wypowiedziałam do Ciebie były szczerą prawdą! – krzyknęłam, płacząc. Złamałam się. Nie dam rady nie płakać. Już nie mam na to sił.
-No właśnie! Były! – krzyknął, podchodząc do mnie.
-Dalej są. Kocham Cię. Słyszysz to kurwa, idioto?! K-O-CH-A-M C-I-Ę! - przeliterowałam mu prosto w twarz. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyślił i je zamknął. -Jak mogłeś wątpić w moje słowa? One naprawdę nic dla Ciebie nie znaczą? – spytałam spokojniej.
-Wątpię w nie, bo one właśnie znaczą dla mnie wszystko. Nawet ponad wszystko. – powiedział także już spokojniej.
-To dlaczego w nie wątpisz? Nie wątp w to, w co kiedyś wierzyłeś. Moje uczucia się nie zmieniają… - westchnęłam.
-Ale… - zaczął, ale przerwałam mu.
-Ale co? Nie ma żadnego „ale” Christian… - teraz to on mi przerwał.
-Owszem Miley, jest. Kocham Cię, ty być może i kochasz mnie, ALE Justin Cię kocha i masz z nim być. – powiedział, pocałował mnie delikatnie w usta i odszedł. Nie pobiegłam na nim, nie zawołałam go… nic. Tak po prostu stałam i patrzyłam się, jak odchodzi. Dotknęłam opuszkami palca moich ust, na których było czuć jeszcze smak jego słodkich warg.
-Ale ja Cię przecież kocham… - mruknęłam sama do siebie. Jedna, pojedyncza łza spłynęłam po moim policzku. Szybko ją otarłam i ruszyłam w stronę szpitala z laczka.


*Tydzień później…*
-Tak baaaardzo Cię kocham. – westchnął Justin, bawiąc się moimi włosami. Jeszcze przez jakiś czas leży w szpitalu. Sprawa z Christianem ciągle chodzi mi po głowie, no ale cóż…
-Ja Ciebie też. – powiedziałam i pocałowałam go w usta…
Tak bardzo brakowało mi jego ust i jego pięknych, czekoladowych oczu, które tak na mnie patrzą z iskierkami miłości. Znowu odzyskały swój blask. Włosy znowu stały się pięknie brązowe i ułożone, jak zwykle. Ale najbardziej brakowało mi jego dotyku, głosu i miłości. Właśnie w tym momencie, kiedy już myślałam, że nigdy go nie zobaczę, właśnie wtedy, kiedy po woli przyzwyczajałam się do życia bez niego, a tu takie zaskoczenie! Nie wierzę w to, co widzę! On… uśmiecha się do mnie i głaszczę delikatnie moją dłoń. Kocham to… i kocham jego…

*Następnego dnia…*
Wybiegł za mną zostawiając głośną muzykę, panienki do zaliczenia, alkohol, znajomych. Wyciągnął mi z ust papierosa, którego w pośpiechu odpaliłam.
-Po pierwsze, kurwa, jeszcze jedna fajka, to się zajebie ze świadomością, że to moja wina. – chwycił mój nadgarstek i z wielkim żalem przełknął ślinę.
-Po drugie, kurwa, co to za taktyka? Szukamy idealnego sposobu, aby spierdolić wszystko, jak postąpić, żeby za kilka lat jak najmocniej żałować? Niefajnie. Bosko nieciekawie. – wzięłam głęboki oddech, aby się oddalić.
-Pogadamy na trzeźwo. – wydobyłam w końcu z siebie cichy pisk, na co on pokręcił głową.
-Może pierdolę od rzeczy, zapewne nic mi się nie składa w racjonalne zdanie, no… bywa. Znasz mnie… żaden romantyk. Kocham Cię. Po jednym piwie, trzech, dziesięciu. I na trzeźwo. – wymamrotał pijany.
-Boże… Christian… - popłakałam się. To było piękne…
-Przepraszam. Wiem, że jestem pijany, ale człowiek po pijanemu przynajmniej mówi prawdę. – schylił głowę.
-Prawda… - uśmiechnęłam się delikatnie.

*5 miesiący później…*
-Jesteś zwykłą dziwką i kurwą! – krzyknął mi prosto w twarz, jeszcze mocniej zaciskając ręce na moich nadgarstkach. Jęknęłam cicho z bólu.
-Byłam gorzej nazywana! Twoją dziewczyną! – krzyknęłam sarkastycznie.
Ścisnął moje ramiona przylegając ciało do ściany. Jedną ręką oparł się o nią, drugą natomiast próbował mnie zatrzymać, gdy chciałam wyrwać się z jego objęcia. Patrzyłam w jego oczy ironicznie się śmiejąc. Tak… poczucie winy już mi przeszło. Przecież on też się zmienił! A raczej Christian go tak odmienił.
-Chcesz się na mnie wyżyć? – syknęłam. –Za to, że Ci się nią nie udało? Za to, że fani już Cię tak nie kochają? Że w domu nie jest tak, jak powinno być? Że w szkole ciężko Ci idzie z nauką? Że nie masz już kasy na prochy i inne pierdoły? No uderz, proszę. – powiedziałam, odbierając dotkliwie jego milczenie. Ujął jedną dłonią moją twarz, próbując zbliżyć się wargami. Instynktownie odwróciłam się w drugą stronę. Wtedy mocno ścisnął mój nadgarstek, przytrzymując dłonią twarz, tak abym patrzyła mu w oczy.
-Auu… - pisnęłam.
-Już wiesz, jak bardzo Cię kocham? Jak tęsknie? Jak cholernie mi Ciebie brakuje? – krzyczał, potrząsając mną. Wtedy z jego czekoladowych tęczówek wypłynęła łza. Przykucnął obok i próbując się wtulić, szepnął jakże istotne „kocham”.
-Wiesz co? Jest już na to za późno. – stwierdziłam. Gwałtownie wstał, kiedy ja się podniosłam. –Jasne. Kochasz mnie, spoko. Ale nie sądzisz, że za późno to zrozumiałeś? Raniłeś? Okłamywałeś? Zdradzałeś? Dawałeś mi drogie prezenty za to, że szłam z Tobą do łóżka? To chore Justin! To jest chore! – krzyknęłam z wyrzutem, patrząc w jego czerwone i zapłakane oczy.
-Przepraszam… - jęknął.
-Przepraszam?! – krzyknęłam oburzona. –Jedno przepraszam nie wystarczy, aby było fajnie. – szepnęłam cicho, schylając głowę.
-Nie chciałem Cię zranić… - szepnął tuż przy moim uchu.
-Skoro nie chciałeś, to czemu to zrobiłeś? Czemu się zmieniłeś, Justin? Czemu ćpasz, pijesz, zabawiasz się z innymi laskami? Czemu się nie weźmiesz w garść? – wytykałam mu jego błędy. –Czemu… mnie kochasz? – powiedziałam cicho, spoglądając na niego z pod moich poplątanych kosmyków włosów, które powychodziły z niesfornego kitka na głowie.
-Nie wiem. – wzruszył ramionami.
-Nie wiesz, czemu mnie kochasz? – zaśmiałam się z kpiną. –Jak można nie wiedzieć, dlaczego się kocha daną osobę? – powtórzyłam tym samym tonem głosu.
-Człowiek zwykle zbyt późno pojmuje, o co powinien tak naprawdę walczyć. – powiedział, łapiąc mnie tym razem bardzo delikatnie za nadgarstki i uniósł je na wysokości klatki piersiowej. Splótł razem nasze dłonie.
-Gdybym tylko mógł powiedzieć, ile dla mnie znaczysz, nie starczyłoby mi dni i noc.
-Dobrze. Ale powiedz mi jeszcze tylko, dlaczego ja tyle cierpię i to tylko przez Ciebie? Mi łzy lecą, bo odszedłeś ode mnie i zostawiłeś samą. Straciłam Cię już na zawsze i nigdy nie powrócisz do mnie. Tyle ciepła mi dałeś, a nagle to uczucie w Tobie gaśnie… - jęknęłam.
-To nie prawda. Ja też płakałem. Przyznaję się. – tu się delikatnie uśmiechnął. –I nigdy Cię nie zostawiłem. Zawsze byłem przy Tobie duszą i sercem. Może nie byłem przy Tobie fizycznie, ale psychicznie od zawsze. I nic we mnie nie zgasło. Kochałem Cię, kocham i będę kochać. Zawsze. – powiedział, wtulając mnie w siebie. Nie objęłam go. Stałam jak ten słup soli, a on mnie obejmował. Nie docierało to do mnie. Dotarłam do niego. Nareszcie przejrzał, kurwa na oczy. Nareszcie zobaczył ile dla mnie znaczy…

____________________________________________________________________

Badum! :D

Nowy, długi. Lubię ten rozdział. Nie wiem czemu...

A jak Wam się podoba? ;*

Tak jak mówiłam. Dodaje rozdziały bardzo rzadko, ale za to jak już dodaję to długie i mam nadzieję, że równie ciekawe.

Pytania? :
http://ask.fm/Caliope14

GG z boku bloga. ;3

Do następnego. Nie wiem kiedy. <3
Kocham Was! :3

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Robisz dużo błędów ze składnią zdań tpyu ".. i do niczego nie zaszło!" zamiast "... i do niczego nie doszło!". Reszta okej.
Natalka

n4ttley pisze...

Natalka, to zwyczajna literówka. ;) Już ją poprawiłam.

Nat.

Anonimowy pisze...

Hmm ... Ten rozdział jest boskii ! <3 Kocham Goo ! ;D ;**
Rozka123

Zuzia pisze...

Czytam, czytam aż tu Lmfao. Reszta poszła w tło... ; )
Kocham LMFAO <333
I Cb też. Zwłaszcza tą powieść ; >

oliwiaoli pisze...

WOW! jedno wielkie WOW! ten rozdział był super ;-)