free counters

piątek, 18 listopada 2011

00 – ‘Miley.’ - Prologue.

Tak… mama zdecydowanie mnie kocha. Po kiego kurde farfocla ona chce mnie wysłać na ten głupi leti obóz?

-Matko! – zawołałem donośnie z góry.

-Czego? – odezwała się moja zezłoszczona rodzicielka.

-Naprawdę muszę jechać na ten letni obóz? Myślałem, że to tylko takie żarty… - jęknąłem.

-Naprawdę. Może to Cię nauczy normalności. – westchnęła, wchodząc na górę po schodach, do mnie.

-Pakuj się. – wydała mi rozkaz.

-Nie. – tupnołem nogą, jak małe dziecko i skrzyżowałem ręce na piersi.

-Justin. – popatrzyła na mnie z żądą mordu.

-Dobra, dobra. – podniosłem ręce w geście obronnym i wycągnąłem 3 duże torby z pod łóżka.

-A. I jeszcze jedno. Możesz zabrać tylko jedną trobę. – mrugnęła do mnie sarkastycznie mama. Popatrzyłem na nią błagalnie.

-Też Cię kocham. – puściła mi buziaka w powietrzu. Przewróciłem oczami i starałem się skałać moje ciuchy w jak najmniejsze kwadraciki. Jak ja kurde mam się spakować w JEDNĄ torbę na całe wakacje? To jakieś nie dorzeczne.

-Justin, do mnie! – krzyknęła moja matka z drugiego pokoju.

-Czegóż to chce moja kochana mamusia? – krzyknąłem sarkastycznie w progu drzwi od pokoju, w którym się znajdowała.

-Komórka. – powiedziała, wyciągając do mnie ręke, co oznaczało tylko jedno. Mam oddać jej mój sprzęt!

-Pff. No chyba nie. – zakpiłem z niej i zacząłem się nerwowo rozglądać po pokoju.

-Pff. No chyba tak. – przedrzeźniła mnie.

-Mamooo! – jęknąłem.

-Juuuustin! – krzyknęła stanowczo.

-Dobra. – syknąłem i oddałem moją jedną komórkę z wielu.

-Wszystkie. Komórki, tablety, mp-3, mp-4 i inne pierdoły. – powiedziała na poważnie. Zmróżyłem oczy ze złości.

-Juuż. – zażądała.

-Grr… - mruknąłem i podążyłem do swojego pokoju, a ona za mną.

-Masz. – powiedziałem i wręczyłem jej mój cały dobytek.

-A i laptop.

-Żarujesz chyba! – krzyknąłem.

-Nie żartuje, już! – krzyknęła.

-Nie. – powiedziałem zły.

-Justin. – popatrzyła na mnie jednoznacznym spojrzeniem, które oznaczało: „Lepiej ze mną nie zadzieraj, bo dostaniesz karę na całe życie!”. Tsaa… znam to.

-Jesteś okropną matką, wiesz? – syknąłem przez zaciśnięte zęby.

-Wiem. – uśmiechnęła się szyderczo i wzięła mojego laptopa. Jak ja mam przeżyć caaałe wakacje na obozie i to jeszcze bez komórki i laptopa? Żadnych oznak życia z mojej strony! Ona nie chce mieć ze mną kontaktu? Co to za wyrodna matka. Dobra nie ważne.

-No! Pakuj się, pakuj! – krzknęła mama na wychodne i zeszła na dół. Zacząłem się dalej pakować.

***

Na lotnisku było strasznie dużo ludzi. Właśnie moja walizka przechodziła przez tzw. rendgen. Już po chwili pożegnałem się z matulą i wsiadłem do samolotu. Długo przemierzałem samolot w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Niestety wszystkie były zajęte. Co jakiś czas jakaś dziewczyna piszczała na mój widok i mdlała.

-No niestety… ja tak działam na dziewczyny… - westchnąłem cicho do siebie, uśmiechając się pod nosem. Wreszcie znalazłem upragnione wolne miejsce, koło jakiejś dziewczyny z długimi, kasztanowymi włosami. Musiałem przyznać, że była naprawdę ładna.

-Mogę? – spytałem cicho, bez wyrażania żadnych emocji.

-Tak. – jęknęła równie cicho i z powrotem nałożyła słuchawki na uszy. Odwróciła się głową do okna, więc nici z jakich kolwiek kontaktów wzrokowych, jak i słownych. No cóż… zdarza się. Długo siedziałem przymulając i co jakiś czas zerkając na tajemniczą dziewczynę siedzącą obok mnie. Z jej słuchawek dobiegał czysty rock. Jeśli się nie myle słuchała teraz piosenke Nirvana – Smells like teen spirit. Muszę przyznać, że nawet fajny kawałek. Wsłuchałem się w nuty piosenki i odpłynąłem.

Obudziłem się po jakiejś chyba 1 godzinie. Dziewczyna obok jadła lunch. Ślamazarnie przetrałem oczy i dobiegły do moich uszów słowa: „Co podać?”. Była to stewardesa.

-Yyym. – mruknąłem cicho i spojrzałem kątem oka, co je dziewczyna obok. Jadła jajecznice z boczkiem i popijała gorącą herbatę z cytryną.

-To samo co ona. – mruknąłem wskazując głową na słodką istotę.

-Już się robi. – powiedziała pracownica samolotu i podała mi lunch. Dziewczyna obok kątem oka spojrzała na mnie i na mój lunch. Uśmiechnęła się lekko pod nosem i z powrotem zajęła się za pałaszowanie.

-Mmm… smaczne. Co nie? – odezwałem się do niej, bo zjedzeniu pierwszego kawałka jajecznicy z boczkiem.

-Jasne. – mruknęła bez żadnych emocji.

-Justin. – podałem jej nagle ręke. Trochę się wystraszyła.

-Miley. – powiedziała, ściskając moją ręke. Szybko ją zabrała i znowu zaczęła konsumować swoje danie.

__________________________________________________

No i jest prolog! :D

Podoba się?

Jak widzicie thriller i nagłówek są, więc i prolog też! ;p

Prooooszę, komentujcie. ;*

Kocham Was! ;*

Do następnego! <3

3 komentarze:

Zuzia pisze...

Yayy, rozdział!!! <3

Anonimowy pisze...

superr<333

bułcia;*.

Anonimowy pisze...

Ekstraa ! Czekam na dalsze losy ;*** <3
Rozkaa123